Dziewczynka, słysząc w szkole o zbiórce pluszaków dla dzieci z ubogich rodzin, przybiegła do domu i zabrała się za segregację zabawek. Ułożyła dwa stosy, na jednym były pluszaki bardziej zniszczone, a na drugim te lepsze, ładniejsze, ulubione – te do oddania. Niecodzienne zachowanie? A jak to jest z moim darem? Czy nie oddaję tylko tego, co mi zbywa, czego i tak nie używam albo mi się nie podoba?
Może czasem to, co oddaję, ma dużą wartość materialną, jednak mi osobiście jest niepotrzebne. Później mówię sobie w sercu: «Spójrz, ile oddałeś, i to za darmo, jesteś dobry, spełniasz dobre uczynki; tak, trzeba przyznać, że masz prawo być z siebie zadowolony. A przecież nic ci nie ubyło, nic wartościowego nie straciłeś, nie masz czego żałować». Satysfakcja bycia darczyńcą rekompensuje poczucie niewielkiej straty. Co w tych przypadkach było większym darem, kilka ulubionych używanych pluszaków, czy może nawet i sporo mienia, ale zbywającego? Dla Boga więcej znaczy wdowi grosz, gdy jest naszym skarbem, czymś cennym, naszą miłością. Miłość jest największym darem.
Młody chłopak nie może znaleźć swojego miejsca w Kościele, wszędzie coś jest nie tak, coś mu się nie podoba, z kimś ma na pieńku. Postanawia poprosić o przyjęcie do nowo poznanej wspólnoty kościelnej. Zapytany przez ojca moderatora o powody, słyszy odmowę i takie wyjaśnienie: "Idź i pokochaj to, co cię złości, denerwuje, pojednaj się z ludźmi, napraw relacje. Jak już pokochasz to wszystko, od czego teraz chcesz uciec, jeśli już będzie ci tam dobrze, a nadal będziesz chciał to opuścić, wtedy przyjdź, przyjmę cię". Ojciec odpowiedział w myśl słów Jezusa: "Jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam wspomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar swój przed ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim. Potem przyjdź i dar swój ofiaruj" (Mt 5,23-24).
Dziewczyna pyta kapłana: "Chcę pójść do zakonu, jednak tak bardzo kocham świat, tak bardzo kocham życie i ludzi. Czy może to znaczy, że się nie nadaję?". "Dziecko, jak najbardziej się nadajesz – odpowiada kapłan. – Bardzo dobrze, że kochasz świat i ludzi, posiadasz najpiękniejszy dar, dar miłości, a miłość jest największą i najmilszą Bogu ofiarą". Świat tak przedstawia miłość: masz prawo być szczęśliwy, baw się i używaj, ciesz się chwilą i korzystaj. A Bóg mówi, że miłość to ofiara, miłość to oddanie. Często miłość to jakieś wyrzeczenie, odmówienie sobie czegoś, jakieś pożegnanie... Czasami kocham znaczy żegnaj...
Tak bardzo cię kocham, że chcę cię mieć tylko dla siebie, chcę się tobą cieszyć, chcę mieć cię blisko, żeby na ciebie patrzeć, słuchać, żeby ciebie dotykać, cieszyć się twoją obecnością, twoim pięknem; żeby mi było z tobą dobrze. Chcę być z tobą zawsze, bo ty jesteś dobrem i pięknem, i ja chcę to dobro mieć dla siebie, dla siebie... O, jak wielka to jest miłość... do siebie samego.
Kocham cię, pragnę cię, dlatego żegnaj! Tak bardzo ciebie chce, dlatego oddaje coś, co jest dla mnie najważniejsze, nie to, co mi zbywa, ale mój największy skarb. Pozbawiam siebie radości kochania i bycia kochanym, pozbawiam siebie szczęścia płynącego z przebywania w twojej obecności, patrzenia na ciebie, słuchania twoich słów. Tak cię kocham, że pragnę całego szczęścia i dobra tylko dla ciebie. Jednak twoim szczęściem jest również kochanie mnie, obdarowywanie, wzajemność. I tak oddając, mam jeszcze większą twoją miłość.
Cały artykuł przeczytasz w papierowym wydaniu RYCERZ MŁODYCH - 2(94)2023 | Kiedy żegnaj znaczy kocham, s. 22