Każde nawrócenie to świadectwo niezwykłego działania łaski Bożej w konkretnym człowieku i sposobu jego odpowiedzi na tę łaskę. Nawrócenie nie tylko jest okazją do wielkiego dziękczynienia, ale i światłem na drodze czasem mocno zagmatwanej i niełatwej. Kiedy wszystko wydaje się nie do naprostowania, okazuje się, że jeśli wchodzi tam Bóg, wszystko staje się proste i łatwe.
Fryderyk Chopin - muzyk, który naznaczył świat swoją twórczością, w ostatniej godzinie przed śmiercią otrzymał łaskę nawrócenia.
Mimo że od matki otrzymał staranne religijne wychowanie, to jednak na emigracji dość szybko odszedł od wiary i przekazanych mu wartości. Za granicą nie otaczał się ludźmi religijnymi, przez co odsunął się od Kościoła. W jego życiu pojawiły się kochanki, co bardzo oddaliło go od Boga. Romans z George Sand - kontrowersyjną osobą paryskiego świata, a później z Delfiną Potocką (którą nazywał "największą z grzesznic") sprawił, że religia poszła w całkowite zapomnienie.
Duży wpływ na jego stan duszy miała też nieudana próba odzyskania niepodległości przez Polskę w 1831 r. Po upadku Powstania Listopadowego Chopin napisał bluźniercze słowa, obwiniając Boga o całe zło: "Boże! Czy Ci nie dość moskiewskich zbrodni - albo - alboś sam Moskal!".
Nawet słabe zdrowie i lawirowanie niekiedy na granicy życia i śmierci nie skłoniły go do powrotu do Jezusa. Bóg po prostu nie był mu potrzebny, wystarczyły świeckie rozmowy, wycieczki, koncerty i bale.
Podczas jednego z ataków gruźlicy płuc odwiedził go przyjaciel z lat młodości, ks. Aleksander Jełowicki. Chopin był mocno związany z bratem kapłana, Edwardem, który za działalność na rzecz wyzwolenia Polski został rozstrzelany w Wiedniu 10 listopada 1848 r. Chopin nigdy nie pogodził się ze śmiercią przyjaciela i za nią także obwiniał Boga. Kapłan, zdając sobie sprawę ze stanu Fryderyka, wielokrotnie nakłaniał go do sakramentu pokuty, na co Chopin nigdy się nie godził. Mówił, że sakramentów nie może przyjąć, bo ich już nie rozumie, choć żal mu było matki, gdyż zdawał siebie sprawę, że zasmuci ją to, jeżeli umrze bez sakramentów świętych. Ostatecznie zgodził się na spowiedź jako przyjacielowi, ale nie chciał przyjąć sakramentu namaszczenia.
12 października 1849 r. lekarz zawiadomił ks. Aleksandra, że Chopin jest w stanie agonalnym i może nie dożyć następnego dnia. Kapłan od razu poszedł do niego, ale on nie chciał z nim rozmawiać na temat Boga. Kapłan wracał do domu zmartwiony i cały czas modlił się za przyjaciela. Noc spędził na adoracji, a rano odprawił Mszę świętą za duszę swego zmarłego brata, prosząc go, by Bóg pomógł mu ocalić duszę przyjaciela.
Następnego dnia Fryderyk posłał po kapłana, do czego przekonał go jego lekarz Jan Delacroix. Kompozytor wyspowiadał się i przyjął ostatnie namaszczenie. Spowiedź - ponoć bardzo długa - całkowicie odmieniła Chopina, który, żegnając się z księdzem, powiedział: "Bez ciebie, mój drogi, byłbym zdechł jak świnia". Kapłan podał muzykowi krzyż i poprosił go o wyznanie wary i ucałowanie Jezusa.
Agonia Chopina trwała cztery dni, ale według świadków było to jedno wielkie świadectwo przebudzenia wiary i powrotu na łono Kościoła. Ksiądz przez cały czas był przy umierającym, a Chopin trzymał go za ręce. Cały ten czas obecne przy konającym osoby modliły się; mówi się, że modlili się także ci, którzy daleko byli od Boga. Zresztą sam Chopin, gdy tylko budził się i odzyskiwał na chwilę świadomość, prosił zebranych o modlitwę.
Do lekarza, który starał się ulżyć jego cierpieniu, powiedział: "Puśćcie mnie [...]".
Cały artykuł przeczytasz w papierowym wydaniu RYCERZ MŁODYCH - 5(109)2025 | Nawrócenie ostatniej godziny, s. 24